niedziela, 3 lutego 2013

Imagin

Imagin o Louisie

Przez chwilę siedziałam zupełnie skamieniała. To jednak nie zniechęciło Louisa. Wkońcu zebrałam się w sobie i go odepchnęłam.
-Co ty wyprawiasz?
-Całuję cię. - Odpowiedział jakby nigdy nic.
-Zauważyłam. - Prychnęłam sarkastycznie.
-To po co pytasz? - Jego głos ociekał ironią. Po raz pierwszy odezwał się do mnie takim tonem. Nie ukrywam, że mi się to nie spodobało.
-No tak. I jeszcze się obraź. - Rzuciłam przewracając oczami.
-Przepraszam. Po prostu mi się podobasz i myślałem, że ja tobie też... - Powiedział spuszczając wzrok.
-Że ty mnie też? Zapomniałeś już co było wczoraj? - Zdziwiło mnie to, że tak szybko zapomniał, że zmieszałam z błotem jego, jego przyjaciół i to na co tak ciężko pracowali.
-To, że nie lubisz mojej muzyki to nie znaczy, że nie lubisz mnie... W sumie, teraz nie jestem już pewien. - Odparł wstając i jednocześnie otrzepując się z mąki.
-Czekaj. - Powiedziałam podnosząc się z podłogi. - To nie tak, że cię nie lubię. Po prostu to wszystko dzieje się za szybko. Dopiero wczoraj popołudniu cię poznałam, a jeszcze rano miałam o tobie nie najlepsze zdanie. Nie mogę tak nagle wyzbyć się wszystkich moich uprzedzeń. Nie zrozum mnie źle. Bardzo miło spędziłam z tobą czas, ale to nie takie proste. Daj mi trochę czasu. - Podczas moim wywodów patrzył na mnie zniecierpliwiony. Chyba jeszcze bardziej pogorszyłam sprawę.
-Ta, jasne. Muszę już iść. - Rzucił i wyszedł bez pożegnania.
Sprzątając kuchnię, miałam wiele czasu, żeby przeanalizować całą sytuację. Chyba go zraniłam. Moje odrzucenie go zabolało. Ale z drugiej strony, co on sobie wyobrażał? Przecież spotkaliśmy się dopiero drugi raz, a pierwszy nie był zbyt udany. Spodziewał się, że odwzajemnię pocałunek? Może jeszcze oczekiwał, że wyznam mu miłość? Im dłużej nad tym myślałam, tym bardziej pewna byłam, że to ja mam rację.
Weekend minął szybko. Zaczęło się wstawanie o 6, chodzenie do szkoły, odrabianie niewyobrażalnej ilości pracy domowej i cholernie ciężka i nudna nauka. Nie miałam czasu na zawracanie sobie głowy Louisem. A jednak to robiłam.
Zapamiętałam nawet jego nazwisko. Oczywiście jedynie na potrzeby pisania go w serduszku i sprawdzania jak wyglądałoby z moim imieniem. Tak wiem, to żałosne. Przecież sama dałam mu kosza. Ale z dnia na dzień zaczynałam żałować tego coraz bardziej.
On chyba jakoś sobie radził. Chyba, bo jego jedynym sposobem było unikanie mnie. Nie rozmawiałam z nim przez cały tydzień. Nie rozmawiałam, ale widziałam jak sprawdza przez okno czy nie ma mnie na podwórku, gdy wychodził wyrzucić śmieci, jak biegł przez cały dom, żeby tylko wziąć gazetę zanim ja to zrobię i mogłabym tak wymieniać w nieskończoność. Nie wiem tylko czy nie chciał mnie widzieć czy się tego bał. Czy bał się ponownego odrzucenia, czy zwyczajnie był na mnie obrażony.
Nie mogłam tego znieść, ale nie chciałam robić pierwszego kroku. Nie wiązałam też wielkich nadziei, z tym, że to ona go wykona. No cóż, trzeba żyć dalej. Tylko jak?
W sobotę wreszcie mogłabym się wyspać. Ale tylko mogłabym, bo tego nie zrobiłam. Obudził mnie dzwonek do drzwi. Stoczyłam się z łóżka i wyszłam na przedpokój. Rzuciłam okiem na lustro i uznawszy, że wyglądam fatalnie i nie mogę dłużej na to patrzeć minęłam je kierując się do drzwi. Czułam się jakbym miała déjŕ vu.
Drzwi ustąpiły pod naciskiem klamki. Moim oczom ukazał się Louis. Nie wyglądał on jednak tak ja zawsze. Nienaganny strój i idealną fryzurę zastąpił wymazany fartuch i włosy ubrudzone mąką.
-Dzień dobry. Przepraszam, że budzę cię z samego rana o 12.30, ale upiekłem ciasto, ponieważ ostatnie nam nie wyszło. A tego nie zjem sam. - Powiedział z promiennym uśmiechem na twarzy.
-Dobra, przekonałeś mnie. Ciasta nigdy za wiele. Wchodź. - Odparłam biorąc od niego blachę z cudownie pachnącą szarlotką. Musiał się nieźle postarać.
Przeszliśmy do kuchni, gdzie przy stole wzięliśmy się za pałaszowanie ciasta. Ubrudziliśmy się nie mniej niż przy pieczeniu, ale była takie pyszne, że było warto. Atmosfera była bardzo przyjemna. Tak jakby wydarzenia sprzed tygodnia nie miały miejsca. Ale Louis musiał wszystko popsuć i o nich wspomnieć.
-Tydzień temu powiedziałaś...
-Louis, proszę cię. - Przerwałam mu.
-Powiedziałaś, żebym dał ci trochę czasu. Starałem ci się nie narzucać...
-Wiem, wręcz mnie unikałeś. - Rzuciłam.
-Boże, [T.I] musisz to tak utrudniać? Normalnie nie muszę zabiegać o względy dziewczyn. Wystarczy, że jestem w zespole. Zanim do niego wstąpiłem, wystarczyło, że coś im zaśpiewałem, ale na tobie nie robi to wrażenia. Miałem nadzieję, że zaimponuję ci tym cholernym ciastem, ale to najwidoczniej też nie zadziałało. Spójrz na mnie, jak ja wyglądam?! Za kilka godzin mam sesję, a cały kleję się od mąki. A po co to wszystko? Bo spodobała mi się dziewczyna, która widzi we mnie tylko sąsiada. Jeśli myślisz, że moje życie jest idealne to się mylisz. - Wyrzucił z siebie po czym spuścił głowę.
-Ja... - Wyjąkałam tylko, zaskoczona jego nagłą szczerością.
-Chyba już pójdę. - Powiedział i chciał już wstać, ale go zatrzymałam.
-Nie, nie idź. Szczerze mówiąc to żałuję tego, co zrobiłam tydzień temu. Lubię cię, Louis. Skoro ty mnie też, to moglibyśmy spróbować, no wiesz... być razem. - Powiedziałam, nie mogąc uwierzyć we własną odwagę. Nie sądziłam, że mnie na to stać.
I wtedy mnie pocałował. Ale było inaczej niż poprzednio, nie odepchnęłam go.
-Nie mogłeś zrobić tego wcześniej? Nie lubię wygłaszać takich przemów.
-Przepraszam. Myślałem, że bardziej nie lubisz jak ci się przerywa. - Odparł wykrzywiając usta u uśmiechu.
-To po co to robisz? Ja jeszcze nie skończyłam. - Powiedziałam i ponownie wpiłam się w jego usta, składając na nich długi, czuły pocałunek.

Kocham tego imagina <3
A wy co myślicie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz